Od 1 stycznia 2025 roku na ternie Unii Europejskiej zacznie obowiązywać rozporządzenie dotyczące limitów emisji CO2 dla marek samochodowych CAFE, a dokładnie od tego samego dnia w amerykańskim stanie Wisconsin, użytkownicy aut elektrycznych zaczną płacić podatek za ładowanie swojego auta na publicznych ładowarkach. To kolejne, po podatku drogowym, obciążenie aut elektrycznych, które zdaniem władz stanowych ze względu na wyższą masę bardziej wpływają na niszczenie infrastruktury drogowej.
Przyznam szczerze, że taki ruch władz stanowych, szczególnie w USA, mnie bardzo dziwi. Obłożenie podatkiem drogowym aut elektrycznych ze względu na wyższą masę, to jakieś kuriozum, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Amerykanie wprost uwielbiają wielkie – i ciężki – pickupy’y. Takie samochody są niezwykle popularne za Atlantykiem, a mimo to prawo stanowe nie przewiduje dodatkowych opłat (poza podatkiem związanym z zakupem, rejestracją i roczną daniną) za ich użytkowanie.
Co ciekawe, właściciele nawet tych największych pickupów płacą rocznie podatek w wysokości 85 dolarów amerykańskich, tymczasem ci, co jeżdżą elektrykiem muszą przelać na konto stanowe 175 dolarów, bez względu na wielkość pojazdu zeroemisyjnego. Z czego wynika różnica?
Jak informuje portal notebookcheck.net, władze stanowe Wisconsin poprzez wyższe podatki od elektryków, chcą zebrać pieniądze na naprawy infrastruktury drogowej, która ze względu na wyższą masę takich pojazdów, jest szybciej niszczona.
Rzeczywiście, dzisiejszy elektryk jest przynajmniej o kilkaset kilogramów cięższy niż jego spalinowy odpowiednik, ale czy to przekłada się na większą degradację dróg? Śmiem w to wątpić, albowiem również pośród aut z konwencjonalnymi napędami znajdziemy modele równie ciężkie jak elektryki.
Od początku przyszłego roku usługa ładowania świadczona na ogólnodostępnej stacji będzie obciążona niewielką (z pozoru) opłatą. Czy 3 centy za każdą kilowatogodzinę dostarczoną do akumulatora to kwota nic nieznacząca, czy już istotna z punktu widzenia użytkownika?
Jeśli pomnożymy ją przez ilość pobranych kWh oraz ilość rocznych ładowań, to wtedy robi się z tego już konkretna suma.
Jak wyliczył autor materiału w portalu notebookcheck.net, właściciel Tesli Y w stanie Wisconsin dopłaci do każdej sesji ładowania 2,4 dolara. Zakładając 52 ładowania rocznie (1 w każdym tygodniu), wyjdzie kwota około 125 dolarów, którymi właściciel elektryka zasili budżet stanowy.
Kolejną ciekawostką jest to, że płacić będą wszyscy użytkownicy/posiadacze elektryków, nawet ci, którzy mają dożywotnie… darmowe ładowanie (oczywiście dożywotnie dotyczy samochodów, nie właścicieli). Przez prawie 2 lata, w ramach promocji swoich aut, Tesla oferowała taki bonus w modelach S oraz X. Zatem od 1 stycznia ich ładowanie już nie będzie darmowe, przynajmniej w stanie Wisconsin.